czwartek, 10 marca 2011

Jacek Kuroń

Naczytałem się ostatnio w pewnej gazecie wspomnień o Jacku Kuroniu. Sam mam , także takie wspomnienia. Nie takie heroiczne oczywiście  ale też dotyczą walki. Takiej maleńkiej wojenki. Dawno temu dostaliśmy z Przemkiem Snochem zlecenie na zrobienie okładki do „Kobiety I Życia”. Mieliśmy sfotografować właśnie Jacka Kuronia. Wówczas ministra pracy i polityki socjalnej. Przez tydzień próbowaliśmy ustalić z jego asystentką jakiś dogodny termin. Dla ministra rzecz jasna gdyż my byliśmy w pełnej gotowości. Jego przyjazd do studia nie wchodził w rachubę w więc musieliśmy improwizować. Gdy nadszedł wreszcie ten dzień pojechaliśmy do mieszkania Kuronia na Żoliborz. W Warszawie każdy wiedział gdzie mieszka. W środku pomimo wczesnej pory pełno ludzi, telefony się urywają. Nie ma sekundy na zrobienie zdjęć. Czekaliśmy na chwile wyrwaną z jego życia cały dzień. Przez kilkanaście godzin wiernie mu towarzysząc. Byliśmy w ministerstwie, na jakiś zebraniach i wszędzie nic z tego. Był wyjątkowo zajętym człowiekiem  ale i honorowym. Co chwila nasz przepraszał, że jeszcze nie teraz, za chwilę. Miał niesamowitą umiejętność rozmawiania z ludźmi. Dyskutował z kilkoma osobami jednocześnie i każda z nich miała wrażenie, że rozmawiają tet a tet.
Na sam koniec dnia pojechaliśmy do telewizji. Jacek Kuroń prowadził tam cyklicznie kilkominutowe pogadanki dla narodu . Dzisiaj to by było niemożliwe gdyż palił papierosa od papierosa. Miał na to wtedy pozwolenie. Palił na wizji jak smok a kilka metrów od niego stał gotowy do akcji strażak.
I po tym programie nadszedł ten moment. Na korytarzu TVP  w świetle migających neonówek wreszcie nam się udało. To było tylko kilka minut ale wystarczyło. Zdjęcie nie jest najlepszej jakości, za to mam  satysfakcję ze spędzonego z Jackiem Kuroniem jednego dnia.

Brak komentarzy: