wtorek, 29 czerwca 2010

Zakończyli prace.


Wakacje już.Złota Ekipa rozjeżdża się po świecie.Wypoczywać, pracować, myśleć.Pierwsza wybywa Joanna S.- filmowa stylistka.A jedzie gdzieś w te okolice.Jak na zdjęciu. Przedtem obiecała, że napisze kilka słów o swojej pracy w tym filmie.Czekamy.

środa, 23 czerwca 2010


W dzisiejszych czasach promocja jest niezbędna. A ja zawsze chciałem to zrobić.
Ogłaszam wielki konkurs na Wielkie Nic. Nic nie należy robić. Do wygrania - Jedyna , niepowtarzalna KOSZULKA filmowa.

Złota ekipa - Kobiety



Dzisiaj o Kobietach. Są niestety tylko dwie. I to blondynki. Wyjdzie na to, że jestem jakimś męskim szowinistą. Ale słowo daję – dwie wystarczą. One mają w sobie tyle energii i talentów, że trzecia mogłaby wywołać eksplozję w ekipie. Te nasze filmowe blondynki nie są stanowczo bohaterkami dowcipów. Obydwie mają na imię Joanna.
Joanna Solarska- najmłodsza w ekipie. Kobieta renesansu, oczywiście nie o kształty chodzi, ale o zainteresowania. Pisze poezję. Oto jej przykład:
"wióry
w lesie znalazłam martwego lisa
z pyska przypominał mi ojca
patykiem grzebałam w jego rozdartym torsie,
nie wiem czego szukałam.
serca nie znalazłam.”
Joasia też śpiewa. Trudniej mi w tym wypadku przytoczyć przykład, ale zapraszam na Toffifest. Tam w filmie głęboko offowym, o którym już pisałem poprzednio panna Solarska daje popis swoich możliwości.
Joasia też grywa w naszych filmach. Na przykład w „Trzech życzeniach” pięknie udaje orgazm. I tak jej się to spodobało (tzn. nie udawanie orgazmów, ale aktorstwo), że zdecydowała się zdawać do szkoły aktorskiej.
W „Hakerach Wolności” odpowiadała za make-up i kostiumy. A że film opowiada o latach 80-tych, to miała trochę z tym problemów. Dobrze, że nie robiłem filmu o „Odsieczy Wiedeńskiej”, wtedy to by miała dopiero kłopot.
Druga to- Joanna Szeuring-Wielgus. Kobieta „instytucja”. Nasz koordynator projektu, a mój szczęśliwy duch. To tylko dzięki niej to wszystko się kręci. Załatwia te wszystkie sprawy, z którymi ja mam problemy: wnioski, podania, finanse itd. Pierwszy raz realizuję jakiś projekt w całkowitym spokoju duszy i umysłu. Mam jeszcze ten komfort, że jak ktoś zawraca mi głowę problemami, to ja odsyłam go do Joasi. Ona to załatwi. Jedno tylko mnie martwi. Joasia za dużo pracuje, oczywiście na rzecz innych projektów, dla mnie w sam raz. Trudno się dzielić takim skarbem.
Zdj. Joanny i Piotra (kto jest kto) autorstwa Adama Fisza

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Całkowicie z innej beczki


Definitywnie ukonczyłem i jutro zanoszę do biura Tofifest film,który zrobiłem z Krystianem Wieczyńskim- "Whisper of the Autumn of Life".To jest film całkowicie głęboko offowy.A na tym Tofi to same gwiazdy,czerwone dywany,limuzyny.

Radosław Garncarek- drugi ”Drugi” reżyser. Pochodzi z największej dziury w Polsce. Z Bełchatowa. To nie znaczy, że matka powiła syna w kopalni odkrywkowej węgla brunatnego, ale gdzieś tak w okolicy.
Na co dzień aktor teatru im. W. Horzycy w Toruniu. Raczej mnie tam nie zachwycał. Sztywny jakiś taki, zmanierowany. Już myślałem, kiepski aktor. I tak pozostałbym do dzisiaj z tymi myślami, gdyby nie jego ostatnie role w inscenizacjach zagranych w ruinach zamku. Świetne. Prawdziwe aktorstwo, wręcz uwierzyłem w to, że on taki jest. Tak mnie pięknie oszukał. Co w takim razie z graniem w teatrze Horzycy? Może zbyt mało spektakli tam oglądałem. Tak mnie chyba Warszawa zmanierowała. Przez dwadzieścia lat mieszkania w okolicy najlepszych teatrów i częstego do nich chadzania; a i do Krakowa niedaleko (a tam Kantor był i teatr „STU”), to takie „przedstawienia dla młodzieży szkolnej” mnie już raczej nie interesują. Może właśnie dlatego, że sporadycznie bywam, a może dlatego że nie potrafią go wykorzystać. I już.
Na dodatek sam Radek z jakiś sobie znanych powodów bierze udział w „Planowanym Ogłupianiu Narodu” i raz wystąpi sobie w „M jak Miłóść”, raz w …..zapomniałem. Trochę jednak tych seriali zaliczył. Pracowity jest i nawet ma własną inwencję. Niewielu jest w Toruniu takich aktorów. Kiedyś powołał mały zespół stepujący. Wspaniały pomysł. Z czasem byli coraz lepsi, wręcz byłem pewny, że osiągną sukces i nagle przyszedł taki dzień, w którym padły słowa –„ Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze”. Szkoda, bo na planie doskonale sobie radził, logistycznie był doskonały. A i jeszcze jedno – jest punktualny. A ostatnio za ta cechę żywcem biorą do nieba. Ja go tam też wezmę, ale do tego w Ratuszu. Bliżej po prostu i zapewne weselej.

wtorek, 15 czerwca 2010

Złota Ekipa



Wypada przedstawić całą ekipę, z którą robiłem film. Jak na taką małą mieścinę, jaką jest Toruń, to udało mi się zebrać wspaniały zespół ludzi. Zacznę od pierwszego „drugiego” reżysera.
Krystian Wieczyński.
Postać wyjątkowo barwna i wszechstronna. Tyle rzeczy już w swoim życiu robił, że aż trudno je wymienić. Nie o wszystkich wiem i nie mam też zamiaru wypisywać jego biografii. Raczej napiszę to, co pamiętam, a że mój mózg funkcjonuje coraz gorzej – to mogłem wiele zapomnieć, pomylić, przeinaczyć.
Jest aktorem – to przede wszystkim. Gdyby nie wielki – Tadeusz Łomnicki to Krystian by zagrał Pana Wołodyjowskiego. Chociaż nie wiem czy już wtedy był na świecie. Jest aktorem Teatru Wiczy od samego jego początku. Jeszcze z Brodnicy. Niestety teatr ten obecnie nie miewa premier.
Dlaczego – nie wiem, może brak weny, może szkodzi im bezdomność a może emigracja lidera. W każdym bądź razie Krystian jest w tym teatrze chyba od 1991r. Współpracuje też z poznańskim teatrem ”Biuro Podróży”. Nie widziałem nigdy ich spektakli na żywo, ale sama formuła tego teatru jest bardzo intrygująca. Jeżdżą po świecie i grają w miejscach konfliktów, w miejscach wyklętych. W Iranie, w Libanie, w Kolumbii, skąd zresztą przywiózł mi papierosy. Dość oryginalne, ale z normalnym tytoniem. Bywają na krańcu świata gdzie by się wydawało nikt nie myśli o sztuce. A jednak. Z tych podróży mogłaby powstać niezła książka.
Aktorem Krystian bywa też często w moich filmach. Jest dla mnie jak Maja Komorowska dla Zanussiego. Raz nawet prawie się udało. W „Ostatnim telefonie” był nieobecny. Musiałem jednak dopisać jedną scenę. I kogo tam obsadziłem? Krystiana oczywiście. W „Fire Woman” i w „Whisper of the Autumn of Life” nie gra, ale za to ze mną reżyseruje.
Jest reżyserem nie tylko filmowym, ale przede wszystkim teatralnym i parateatralnym. Ostatnio cyklicznie wystawia w ruinach zamku spektakle- inscenizacje według scenariusza Piotra Pietruckiego.
Pracuje też w takiej dziwnej instytucji -Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury. Dla mnie dziwnej chyba dlatego, że mi nie znanej. Coś tam animują, recytują, śpiewają, tańczą – no i dobrze, niech tak będzie. W końcu na coś te podatki płacę.
Co jeszcze – żongluje, stepuje, gra na bębenkach. Jest magazynierem – w swoim wiecznie remontowanym mieszkaniu przechowywał rekwizyty i kostiumy do „Hakerów…” i wielu innych produkcji. I zapewne wiele jeszcze innych rzeczy potrafi. Ten Krystian to musi być bardzo bogatym człowiekiem. Jeżeli tak nie jest, to wyjaśnienia tego należy szukać tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=E3ZkSyZ3YVg

poniedziałek, 14 czerwca 2010



Teraz nadszedł czas na pracę w fotelach. Montaż, animacja, archiwalia i muzyka.
O montaż jestem spokojny. Realizować go będą panowie z Agencji filmowej Next Level. Oni też z resztą robili większość zdjęć. Rafał „Rudy” Kołodziej i Jacek „Ojciec” Banach. Robiłem już z nimi kilka rzeczy. M.in. „Trzy życzenia” krótkometrażowy film „głęboko offowy” a jeszcze przedtem „ O znanym człowieku” wg Bajki Leszka Kołakowskiego. To były początki, oczywiście „głęboko offowe”. Jacek jest doskonałym montażystą. A mi się z nim wspaniale współpracuje. Doskonale się rozumiemy i dzięki temu znowu nie muszę być obecny w trakcie montażu przez cały czas. Z resztą jest to, jak dla mnie – nudna robota. Bardzo istotna dla filmu, ale nudna. Podobnie jest z animacją. Przy innym komputerze, w tym czasie usiadł Janusz Krysztop.
Urodzony w 1978 roku w Bydgoszczy, gdzie uczęszczał do szkoły muzycznej a w 1999 roku ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych. W tym samym roku podjął studia na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu na kierunku grafika, ze specjalnością Plastyka Intermedialna. Dyplom uzyskał w 2003 roku pod kierunkiem prof. Wojciecha Bruszewskiego. Od 2002 zatrudniony w Zakładzie Plastyki Intermedialnej. Zajmuje się video art, grafiką, performance i instalacją, chodź nie obca jest mu również drobiazgowo wykonana, tradycyjna grafika.
Janusz ma zrobić kilkanaście sekund animacji. Tylko kilkanaście, ale siedzieć będzie nad tym kilka tygodni. Benedyktyńska robota.
Zostaje jeszcze muzyka i archiwalia. Ale to jeszcze chwila. Wygląda na to, że chwilowo mogę się zająć innymi moimi projektami. Filmami „głęboko offowymi” .
Na zdj. Rafał Kołodziej i Jacek Banach

niedziela, 13 czerwca 2010





12 czerwca zrobiliśmy ostatnie zdjęcia do filmu. I jak to na planie często bywa, ostatnia scena będzie pierwszą sceną w filmie. To mini-wykład Profesora Wojciecha Polaka z UMK. Pojawił się także jako statysta były działacz opozycji Wacław Kuropatwa. Zresztą nie wiem czy „były” ,czy to jest dobre określenie. Czasy PRL-u już dawno się skończyły a na p. Kuropatwę nadal polują funkcjonariusze SB. Też powinienem napisać - „byli funkcjonariusze”, ale niestety „ Lenin wiecznie żywy”. W ich głowach ciągle hula czerwony wiatr. Biegają do sądu ze skargami na „Solidarnościucha”, straszą, kręcą i wiecznie mącą. Jednak jak sam p. Kuropatwa mówi - „Walczyłem o to , aby mnie mogli do sądu podawać”. To też jest temat na film.
Po ostatnich zdjęciach - obowiązkowy szampan. Niestety z pity z kubeczków plastikowych, bo wiadomo - to jest film niskobudżetowy.

piątek, 11 czerwca 2010




Wszystkich Bohaterów mojego filmu spotkałem na sesji popularnonaukowej „Radio Solidarność” w Bibliotece Uniwersyteckiej. Stoją od lewej: E. Pazderski, Z. Turło, J. Hanasz, M. Gładych, P. Łukaszewski i L. Zaleski.
Poniżej ciekawy dokument ze zbiorów IPN oraz zdjęcia z wizji lokalnej.
Wszystkich chętnych, którzy chcieliby pojawić się w filmie jako statyści zapraszam w sobotę, 12.06.10 o godzinie 16:00 na wydział chemii UMK przy ul. Gagarina 7. Szczególnie mile widziane osoby młode. Będzie to ostatnia scena filmu – wykład Profesora Polaka.

środa, 9 czerwca 2010

wtorek, 8 czerwca 2010

24 maja - więzienie w Toruniu









Dokładnie w dzień moich kolejnych imienin ekipa kręciła sceny w toruńskim areszcie. Kwestia załatwienia pozwolenia, dogadania się z dyrektorem Panem Grzegorzezm Breitenbachem to współpraca wzorcowa. Wydawać by się mogło, że mogą być opory, że formalności itp. Zaskoczeni pozytywnie byliśmy wszyscy. Dziękujemy pracownikom aresztu w Toruniu za zaangażowanie i pomoc.



poniedziałek, 7 czerwca 2010


Miałem nadzieję, że kilka osób z naszej produkcji coś napisze. Niestety – skończyli już zdjęcia, wykonali swoją prace i zapomnieli o mnie. W takim razie ja muszę coś napisać o części fabularyzowanej filmu. Ale, ale – panowie jeszcze chyba nie dostali wypłaty. To jest szansa, że ich do pisania zmuszę. A nie dostali bo oczywiście nasze demokratyczne Urzędy pieniędzy jeszcze nie przelały. Tak też było z innym demokratycznym Urzędem, tym większym bo Marszałkowskim. Pan Marszałek przyznał mi stypendium i dziękuje mu za to. Był bankiet, były kilkukrotne wizyty, była umowa. Sami terminy podali, i co? 10 dni opóźnienia. Ale spokojnie- ja zdążę złożyć sprawozdanie w terminie.
A ten mniejszy demokratyczny Urząd podpisał umowę ze Stowarzyszeniem „Wyborcy”. Oni są współproducentem filmu. I jest tam taki mały jeden punkt. Obowiązkowy. O wspieraniu starań Torunia o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. „Wyborcy „ to zaakceptowali. Ze mną byłby kłopot- gdyż ja nie wspieram tej akcji. To jest projekt wymyślony przez urzędników, realizowany przez urzędników i chyba też do nich skierowany. A artysta jest zły, no chyba że zostanie oficjalnym pomocnikiem urzędnika. Jednym słowem – na pomoc ze strony UM nie mam co liczyć dopóki nie zmienię poglądów.
Na zdj. stypendium

18.maja

kilka fotek z 30 maja z happeningu
















Foty robione były na Rubinkowie i Starym Mieście.
Facet w niebieskiej koszuli to reżyser.
Trzech gości przy stole: Marceli, Dominik, Łukasz.
ja z aparatem-niewidzialna :)

sobota, 5 czerwca 2010

Kolejny etap




Film dokumentalny jest realizowany całkowicie inaczej niż film fabularny. Scenariusz bywa raczej mocno okrojony. Zawiera tylko hasła, które trzeba przenieść na taśmę. A jakie to będą obrazy, to już zadecyduje zastana sytuacja. Gdy robiłem swój pierwszy dokument –„Jadą z Mrożkiem”, to w ogóle nie miałem scenariusza. Kręciłem wszystko, co mi się podobało. Miałem temat, ale dopiero pod koniec zdjęć, zaczął mi się wykluwać scenariusz. Z kolei do moich shortów fabularnych, piszę pomysły na serwetkach, a dopiero później sklejam to jako tako.
Hakerzy mają być filmem dokumentalnym, ale fabularyzowanym. I ta część filmu bezwzględnie wymagała scenariusza. O jego przygotowanie i późniejszą realizację poprosiłem Radka Garncarka i Krystiana Wieczyńskiego. Pierwszy jest aktorem Teatru W. Horzycy a Krystian Teatru Wiczy. Tych dwóch kreatywnych ludzi mianowałem drugimi reżyserami. No i mam dwóch” drugich”, jak w hollywoodzkiej produkcji. Panowie są wyjątkowo sprawni logistycznie. I co najważniejsze, to oni wymyślili fabułę, czy też raczej adoptowali prawdziwą historię do potrzeb filmu.
Z Krystianem współpracowałem już wielokrotnie i mam do niego pełne zaufanie. Wiem, na co go stać. Radek natomiast raz wystąpił w moim filmie, a teraz dostał ode mnie kredyt. I dał radę. Ci moi „drudzy” mieli pełną swobodę w realizacji tej części filmu. Ja tylko od czasu do czasu trochę się powymądrzałem, coś przestawiłem, coś wyrzuciłem. Tylko tak – dla higieny. Niech wiedzą, kto tu rządzi.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego zaprosiłem ich do współpracy. Otóż ja robię głównie filmy offowe, czy raczej, jak to nazwał kolega, z którym często piszę scenariusze – głęboko offowe. Robię krótkie filmy mocno „powyginane”. Świadomie odrzucam zasady obowiązujące w sztuce filmowej. Lubię wymęczyć widza, wkurzyć go. A co, to przecież moje filmy, nie jego. Niestety z filmem dokumentalnym to nie przejdzie. Trzeba po bożemu. To był właśnie ten powód. „Drudzy” zrobią to lepiej ode mnie. Zadbają o te wszystkie „osie”, ” plany”, ”storyboardy” itp. A ja zbiorę za nich tylko pochwały.

piątek, 4 czerwca 2010


Kolejny krok
Jest pomysł, są ludzie i co dalej? Trzeba na początek trochę poczytać, poszperać w Internecie, w bibliotekach. Poznać całą historię i to nawet dokładniej jak znają ją uczestnicy tych wydarzeń. Tym właśnie zajął się Marceli Sulecki. Naczytał się tyle tego, że dzisiaj może uchodzić za eksperta historii toruńskiej Solidarności. Ja wiem dużo mniej od niego. Ale to przywilej reżysera- poprzydziela zadania, wytyczy cele, jak trzeba opieprzy lub pochwali i to wszystko. Tak, naprawdę to nie wiadomo, po co taki reżyser w ogóle jest. No, może tylko po to, aby w razie klęski zbierać cięgi. Już je zresztą czasami słyszę. A to, że to żadni bohaterowie, a to, że to żadna ciekawa historia itd., itp. Tylko przypomnę – mamy demokrację, mamy wolny rynek. Nic tylko brać kamerę i robić swój własny film.
Wracając jednak do tematu: film ma niestety tę jedną brzydką wadę, że pochłania złotówki, dużo złotówek. Tak dużo, że równolegle trzeba było zacząć ich poszukiwania. Zajęła się tym Joasia S-W. Tony papierów, setki maili, telefonów i się udało. A ile? Wiadomo – za mało. Trochę z Miasta, Stypendium Marszałka. Jakoś to będzie.
Pierwsze zdjęcia zaczęliśmy jesienią ubiegłego roku. Był to wywiad z prof. Janem Hanaszem, głównym sprawcą całego zamieszania, potem kolejno Eugeniusz Pazderski, Zygmunt Turło, Piotr Łukaszewski i na koniec Leszek Zaleski. Nie udało nam się jedynie odnaleźć Grzegorza Drozdowskiego, który wraz z Janem Hanaszem nadawał pierwsze hasła antywyborcze z mieszkania p. Mossakowskiej.
Na zdj. Jan Hanasz i Piotr Łukaszewski.

czwartek, 3 czerwca 2010


30 maja rozstawiliśmy małe studio filmowe w trzech miejscach- na Rubinkowie, przy Centrum Sztuki Współczesnej i na Starym Rynku. Nagrywaliśmy wywiady – wspomnienia mieszkańców Torunia o pierwszej Solidarności. Cały ten materiał posłuży nam do video instalacji, jaką przygotujemy z Dominikiem i Radkiem Smużnymi na premierę „Hakerów Wolności”. Wywiady na zmianę prowadzili – Marceli Sulecki i Natalia Waloch.
Rozpoczęliśmy akcję obok wieżowca, z którego nadawany był sygnał Solidarności. Na Łyskowskiego 37. Chętnych niestety nie było wielu. Musieliśmy wręcz urządzać ”łapanki”. Przez trzy godziny tylko kilka osób zechciało się wypowiedzieć. Ale za to ciekawie. Pozostali odważni byli tylko poza kamerą. Nasłuchaliśmy się sporo epitetów. O Wałęsie, złodziejach, idiotach itd. Skąd w ludziach tyle nienawiści? Jeden z tych sfrustrowanych po wykrzyczeniu swoich żali, o tych, co się u władzy nachapali i o tych biednych, szarych ludziach, wsiadł do Mercedesa i odjechał. Pewnie do Kościoła.
W drugim miejscu – przed CSW już było lepiej. Przyszło dużo młodych ludzi. Oczywiście nie wspominali, bo to nie ich czasy, ale dużo wiedzieli o Solidarności, o demokracji, wolności. To już są inni ludzie, to są po prostu Europejczycy.
Na Starym Rynku było podobnie, tyle tylko, że ulewny deszcz popsuł nam szyki. I trochę zmokliśmy. Niestety daszek chińskiej produkcji nam niewiele pomógł.
Na zdj. Od lewej - Roman Półtorak, Natalia Waloch, Dominik Smużny