sobota, 29 stycznia 2011

Nowy pomysł

Prace nad scenariuszem do nowego filmu „Panoptikon” trwają, ale bardzo opornie. Ludzie mi się wykruszyli. Prawdopodobnie zimowa depresja ich dopadła. Nikomu się nic nie chce. Jeden się obraził na cały świat, drugi myśli o emeryturze przed trzydziestką a reszta szuka słońca. Bo podobno je ukradli. A czas ucieka. Na szczęście świat jest na tyle ciekawy, że zawsze znajdzie się temat. Radek Smużny zainteresował mnie pewną historią. To opowieść o pełnomorskim jachcie o nazwie „Korsarz”. Poczytałem sporo o nim i coraz bardziej mnie ten temat wciąga. To podobno( używam tego słowa z pełną  premedytacją  , gdyż w całej tej historii jest wiele „podobno”), najstarszy jacht w Polsce. Wybudowany jeszcze przed wojną. Podobno wygrał przedolimpijskie regaty w 1936, podobno załoga otrzymała wyjątkową nagrodę, podobno  nagrodę  zarekwirowali  niemieccy celnicy itd. Spory dotyczące nagrody, jachtu i samej załogi toczą się od wielu lat. Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i przez to bardzo interesująca.  Wygląda na to , że będę robił dwa filmy jednocześnie. Jeden w Toruniu, a drugi w Gdańsku. Hura!

środa, 26 stycznia 2011

Głosowanie

Po zrobieniu „Hakerów Wolności” stałem się trochę wbrew sobie osobą publiczną w Toruniu. Realizując ten film zakładałem, że to Hanasz i jego drużyna staną się znani. A stało się inaczej. W jednym plebiscycie (Tofifestu) na filmowe wydarzenie regionu premiera filmu uplasowała się na drugim miejscu. To miłe, ale dowodzi, jaką pustynią jesteśmy, skoro 30 minutowy filmik zrobiony przez garstkę zapaleńców uznany jest za wydarzenie. W kolejnym plebiscycie (GW) wystawiono mnie  jak konia wyścigowego, do gonitwy o tytuł Torunianina Roku. Całkowicie bez sensu. Nie utożsamiam się z Toruniem, z miłością do tego miasta. Z resztą żadnego miasta nie kocham, nie jestem lokalnym patriotą zachwycającym się urodą miasta. Mieszkam tu trochę z przypadku i równie dobrze mógłbym osiedlić się w każdym innym mieście. Najchętniej w Granadzie.
Tematyka filmu i jego umiejscowienie jest też raczej powierzchownie osadzone w realiach Torunia. Jest to historia, która tu się wydarzyła, ale mogła wydarzyć się w każdym innym miejscu. To historia uniwersalna.
Kolejny film, który być może uda mi się zrealizować będzie dotyczył wydarzenia związanego z pewnym jachtem cumującym w Gdańsku. Czy to automatycznie będzie powód, aby uznać mnie za Gdańszczanina? I tam zgłosić mnie do plebiscytu? Całkowicie bez sensu. W tym właśnie bezsensownym wyścigu popularności głosowało na mnie kilkaset osób. Głównie dzięki wzmożonej facebookowej aktywności kilku przyjaciół. To miłe, że im się chciało, ale na Boga, ludzie wyluzujcie! To dla mnie żaden zaszczyt walczyć z kibicami sportowymi czy cyborgami intelektualnymi z liceum. Wśród nominowanych tylko dwie osoby wydają mi się godne tego tytułu. To Romuald Tylenda i Paweł Wakarecy. Tylko oni dokonali czegoś wyjątkowego, a pozostali robią dobrze to, co mają robić i tyle.

sobota, 22 stycznia 2011

Toruńska Gazeta Wyborcza nominowała mnie do nagrody Torunianina roku poprzedniego. Jest wytypowanych dziesięciu kandydatów różnej maści. Od Prezesów, dyrektorów po  prezesów, dyrektorów. Tylko ja i pianista nie mamy żadnych funkcji. Wprawdzie bywam reżyserem, ale tylko okresowo. Teraz gdy nic nie kręcę to nawet nie mam na kogo sobie pokrzyczeć, a wręcz to na mnie krzyczą. Od rana musiałem przetykać rury, wymieniać żarówki i odkurzać. Ja – nominowany do tytułu Torunianina roku muszę popylać  z odkurzaczem .
I taka w zasadzie jest moja rola, a występując w takich plebiscytach, głosowaniach  zaczynam czuć się jak rasowy piesek startujący w  zawodach kynologicznych. Ja jestem oceniany, moje działania a nie film. A robiłem go po to aby utrwalić fragment naszej historii.
A to, że czasy pierwszej Solidarności były dla nas ważne jest bezsprzeczne. Posłuchajcie sami.


http://vimeo.com/18996487