sobota, 29 maja 2010

Poszątek


Rozpocznę od odpowiedzi na fundamentalne dziennikarskie pytanie – skąd ten pomysł? Odpowiedź wydawałaby się oczywista. Z niczego, czyli z głowy. Jednak jest bardziej złożona. Pomysły mają to do siebie, że pojawiają się niespodziewanie w jednej chwili, tyle tylko, że przedtem trzeba sporo się nagmerać w umyśle. Problemem z tematem na film dokumentalny, jest mnogość możliwości. Temat powszechnie występuje wokół nas. Na ulicy, w rodzinie, w mediach, jednym słowem – wszędzie. Trzeba wybrać tylko jeden, ten najciekawszy.
I tak chyba właśnie wybrałem. Szukałem historii związanej z rocznicą pierwszej Solidarności, dlatego, że mam wyrzuty sumienia. W czasach, gdy na moich oczach tworzyła się historia, gdy następowała transformacja ustrojowa, ja zajmowałem się rzeczami bardzo błahymi. Tak dzisiaj to oceniam. To inni wywalczyli dla mnie wolność. To dzięki nim mogę dzisiaj robić filmy. Bezkarnie krytykować innych czy chociażby pisać ten blog. Jestem WOLNY. I wykorzystam to robiąc właśnie ten film. A dlaczego spośród tylu solidarnościowych tematów wybrałem ten?
A to dlatego, że po pierwsze - Solidarność to nie tylko strajki, aresztowania i zadymy, czyli powiedzmy destrukcja jako narzędzie walki, ale też i praca twórcza. Bohaterowie mojego filmu dokonali wręcz rewolucji technologicznej. Dokonali czegoś, co dla reżimowej strony było intelektualnie niepojęte. To jest także przesłanie dla dzisiejszej młodzieży, że przed erą Internetu coś na tym świecie jednak się działo.
Po drugie – uczestnicy tej akcji z 85 roku zachowali w sobie do dzisiaj etos Solidarności i to nie tylko tej opozycyjnej, ale tej międzyludzkiej, społecznościowej. To są ludzie, którzy w przeciwieństwie do skłóconej, rozpolitykowanej Solidarności mają wiele szacunku dla siebie. Nie uprawiają hucznej martyrologii, ani nie hodują w sobie nienawiści. Do tego stopnia, że nie chcieli mi zdradzić, kto ich wydał. No cóż ja i tak wiem. I mam nadzieję, że ten ktoś obejrzy ten film.
I po trzecie – znalazłem ekipę wspaniałych ludzi, którzy zaangażowali się w ten projekt. W takim małym Toruniu, w którym nie ma przemysłu filmowego, zawodowców, co zjedli zęby kręcąc filmy. Znalazłem zapaleńców gotowych poświecić się tej idei. Robimy Coś z Niczego. Wokół nas wszyscy się kłócą – a to o ESK, a to o CSW, a to o NRD a my robimy swoje. Tak jak bohaterowie naszego filmu.
Pierwszą osobą, którą zaraziłem filmem był Marceli Sulecki. Marceli zajął się pracą dziennikarską w tym projekcie. Zadaje pytania, grzebie w archiwaliach i najlepiej z nas zna całą tę historię. Niczego nie zrobimy bez konsultacji z Nim. Marceli był dziennikarzem GW, a obecnie prowadzi portal społecznościowy – Orbitoruń.
Na zdj. Od lewej Marcin Gładych,Marceli Sulecki, Joanna Scheuring-Wielgus