niedziela, 28 listopada 2010

Recenzja

Zastanawiałem się niedawno czy film dokumentalny może interesować młodych ludzi? Przeważnie rozmawiają o filmach, nazwijmy je – rozrywkowych. A takich nie brakuje w kinach. Owszem ja też lubię obejrzeć sobie od czasu, do czasu taki film. Tyle tylko, że trudność w wyborze polega na ich nadmiarze i agresywnej reklamie. I przez to często się wychodzę z kina znużony lub przed końcem filmu. Było by inaczej, gdybym mógł przeczytać przedtem porządną recenzję. To może by coś dało.
A może jednak nic by nie dało.
Poprosiłem niedawno nowo poznanego młodego człowieka o recenzje filmu, filmu dokumentalnego. Byłem ciekaw czy da sobie radę z taką formą. Młody, ambitny, wie sporo o filmie i to nawet o klasyce. Napisał o dokumencie Bartosza Konopki chyba najbardziej znanym ostatnimi czasy filmie.
Wygląda na to, że może młodych zainteresować film dokumentalny. A przynajmniej takich fajnych jak Piotr.

Recenzja filmu „Królik po berlińsku” w reżyserii Bartosza Konopki

Symboliczne wydarzenie, jakim było zburzenie muru berlińskiego w 1989 roku niewątpliwie oznaczało dla Niemiec, jak i całego świata, koniec zimnej wojny, a przede wszystkim zjednoczenie rozdartych przez komunistyczne rządy stolicy nadreńskiego kraju. Historia do tej pory pamięta tragiczne przeżycia narodu niemieckiego związane z powstaniem betonowej bariery. Wielu ludzi straciło życie próbując uratować siebie i swoich bliskich od komunistycznej rzeczywistości Wschodniego Berlina. Wielu musiało pozostać za tą granicą i obcować w szarej, restrykcyjnej i groźnej atmosferze ukształtowanej przez NRD. Naród niemiecki pozostający w obszarze wpływów radzieckich miotał się pod wpływem silnej nostalgii za dawnym porządkiem jednego, pełnego organizmu urbanistycznego, jakim był Berlin. Ta nienaturalna kolej rzeczy odnotowana została przez wielu reżyserów filmowych. Jednym z nich jest Bartosz Konopka, który w niekonwencjonalny sposób przedstawił widzom obraz minionych, smutnych dziejów.
Niekonwencjonalność krótkometrażowego filmu dokumentalnego Królik po berlińsku polega na specyficznym zabiegu zaprezentowania za pomocą metafory przeżyć Niemców w okresie rozdarcia kraju. Reżyser w sposób dowcipny i niepozbawiony ironii wcielił ludność niemiecką w stado królików zamieszkujących od około 1961 roku przygraniczny pas oddzielający zachodnią część Berlina od NRD. Może dziwić fakt, że tak przygnebiająca, pesymistyczna rzeczywistość Niemiec, zostaje ujęta w bardzo humorystycznej formie. Jednak reżyser zrobił to na tyle umiejętnie, że film nie powinien krzywdzić ludzkich uczuć.
Oglądając film widz odnosi wrażenie, że przed oczyma zostaje mu zaprojektowany film przyrodniczy. Dzieje się tak nie tylko za sprawą przedmiotu, o jakim traktuje obraz wyreżyserowany przez Konopkę, ale również za sprawą wszechwiedzącego lektora, który utrzymując w sposób afektowany powagę, opowiada o berlińskich gryzoniach. W roli tej występuje Krystyna Czubówna, która znana jest Polakom z podkładania swojego charyzmatycznego głosu w filmach dokumentalnych.
Obraz Bartosza Konopki zaskakuje formą, ale również sam materiał, który reżyser dobrał by uwiarygodnić swoje dzieło, wywołuje pozytywne emocje. W filmie odnajdujemy mnóstwo dobrze wyselekcjonowanych zdjęć archiwalnych oraz wywiadów przeprowadzanych z Niemcami pamiętającymi budowę muru, naukowcami i artystami.
Streszczając kolej wypadków z króliczego życia można odwołać się do samej historii muru. Zwierzęta w poszukiwaniu pożywienia osiedlają się na działkach, które Niemcy uprawiali na ruinach Placu Poczdamskiego, miejsca, które przed wojną tętniło życiem. Zostają następnie odseparowane od niebezpieczeństwa zagrażającemu im ze strony drapieżników przez powstającą wokół placu płaską, betonową konstrukcję. Uszczęśliwione tym faktem oraz bujnie rozrastającą się trawą, stanowiącą pożywienie gryzoni zaczynają korzystać ze swojej nietypowej, bo bardzo skutecznej rozrodczej umiejętności. Zmieniające się władze w NRD umacniają już powstałe fortyfikacje wokół zachodniej części berlina. Króliki, które w pełni korzystały ze swoich wygód zaczynają popadać w apatię. Niektóre przedostają się na zachodnią granicę, by czerpać stamtąd dodatkowe pożywienie. Zawiedziony tym faktem „gospodarz pola”, jak zostaje nazwany w filmie ówczesny przywódca NRD, postanawia zwiększyć kontrolę nad murem, w efekcie czego króliki zostają po części wytępione. W końcu nadchodzą czasy, w których mur berliński ulega rozbiórce i plaga gryzoni wysypuje się na całe miasto. Śledząc te wydarzenia nie można zapominać, że egzystencja tych zwierząt jest alegorią życia w komunistycznym świecie NRD.
Królik jest ciekawą, dowcipną, humorystyczną lekcją współczesnej historii. Dzieło Konopki zostało uhonorowane główną nagrodą na konkursie krakowskiego festiwalu filmowego i znalazło się na tzw. krótkiej liście do Oscara w kategorii filmu krótkometrażowego z dużymi szansami na nominację. Zaszczyty okazane reżyserowi nie budzą zdziwienia, zważywszy w jak nowatorski, pełen wyobraźni sposób można opisywać fakty. Godne polecenia są również inne produkcje w reżyserii Bartosza Konopki, takie choćby jak Trójka do wzięcia – fabularyzowany film dokumentalny, ale już o zgoła innej tematyce niż Rabbit a la Berlin.

Piotr Orłowski
Toruń, 23 XI 2010 roku

Brak komentarzy: