środa, 26 stycznia 2011

Głosowanie

Po zrobieniu „Hakerów Wolności” stałem się trochę wbrew sobie osobą publiczną w Toruniu. Realizując ten film zakładałem, że to Hanasz i jego drużyna staną się znani. A stało się inaczej. W jednym plebiscycie (Tofifestu) na filmowe wydarzenie regionu premiera filmu uplasowała się na drugim miejscu. To miłe, ale dowodzi, jaką pustynią jesteśmy, skoro 30 minutowy filmik zrobiony przez garstkę zapaleńców uznany jest za wydarzenie. W kolejnym plebiscycie (GW) wystawiono mnie  jak konia wyścigowego, do gonitwy o tytuł Torunianina Roku. Całkowicie bez sensu. Nie utożsamiam się z Toruniem, z miłością do tego miasta. Z resztą żadnego miasta nie kocham, nie jestem lokalnym patriotą zachwycającym się urodą miasta. Mieszkam tu trochę z przypadku i równie dobrze mógłbym osiedlić się w każdym innym mieście. Najchętniej w Granadzie.
Tematyka filmu i jego umiejscowienie jest też raczej powierzchownie osadzone w realiach Torunia. Jest to historia, która tu się wydarzyła, ale mogła wydarzyć się w każdym innym miejscu. To historia uniwersalna.
Kolejny film, który być może uda mi się zrealizować będzie dotyczył wydarzenia związanego z pewnym jachtem cumującym w Gdańsku. Czy to automatycznie będzie powód, aby uznać mnie za Gdańszczanina? I tam zgłosić mnie do plebiscytu? Całkowicie bez sensu. W tym właśnie bezsensownym wyścigu popularności głosowało na mnie kilkaset osób. Głównie dzięki wzmożonej facebookowej aktywności kilku przyjaciół. To miłe, że im się chciało, ale na Boga, ludzie wyluzujcie! To dla mnie żaden zaszczyt walczyć z kibicami sportowymi czy cyborgami intelektualnymi z liceum. Wśród nominowanych tylko dwie osoby wydają mi się godne tego tytułu. To Romuald Tylenda i Paweł Wakarecy. Tylko oni dokonali czegoś wyjątkowego, a pozostali robią dobrze to, co mają robić i tyle.

Brak komentarzy: