sobota, 2 października 2010

ESK


Znowu rozgorzała w Toruniu dyskusja o szansach miasta na uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Co jakiś czas wraca ten temat na forum publicznym, tym razem za sprawą odpadnięcia z rywalizacji Pampeluny – miasta, z którym Toruń wspólnie starał się wywalczyć ten tytuł. Debata, jak każda w młodej demokracji nie była na argumenty , tylko na emocje. Czasami ktoś coś mądrego powiedział, częściej jednak te dyskusje były nudne i o niczym. Przeważali zawodowi malkontenci, a ci zawsze są dla mnie nudni. Nie lubię słowa „nie” ,uwielbiam słowo „tak”. Był jednak taki jeden zawodowiec, a raczej dwóch. Ojciec i syn. (ciekawe, jak oni ze sobą rozmawiają, skoro obydwoje zawsze są przeciwni. Gdyby jeszcze żył Zenon z Elei, to może by to rozważał jako kolejny ze swoich paradoksów. Otóż jeden z tych Panów, skądinąd Profesor, przekonywał na łamach lokalnej gazety, że największym błędem Torunia jest dobranie sobie jako partnera miasta gdzie „męczą” byki. Oczywiście miasta w Hiszpanii. To jest jednym z warunków tego konkursu. Partnerem polskiego miasta musi być miasto z Hiszpanii. No, ale gdyby przyznać Panu Profesorowi rację, to w grę wchodziłoby tylko któreś z miast wysp kanaryjskich. Tylko tam nie „męczą” byków. (ostatnio także w Katalonii, ale wtedy jeszcze „męczyli”). Wybralibyśmy sobie dajmy na to Santa Cruz i po problemie. Tam są same dyskoteki i niemieccy turyści. Można by tam wysłać hurtowo dj-ów z NRD i całą Galerię Jednego Zdjęcia Jacka Chmielewskiego. Oni by nam przysłali niemieckich turystów. Wzrosłyby dochody miasta, sąsiedzi Klubu NRD by mieli w końcu ciszę. Pełna kultura. Toda la Peninsula Iberica tiene que admirar Polonia.
Wiem , wiem to nie są żadne argumenty. Nie mam ich jednak zamiaru przytaczać, bo w gruncie rzeczy nic mnie to nie obchodzi. To czy Toruń zdobędzie ten tytuł czy nie, jest dla mnie sprawą całkowicie marginalną. Jacyś urzędnicy w Brukseli wymyślili ESK, inni urzędnicy to realizują dla jeszcze innych urzędników. I dobrze- powstają nowe miejsca pracy, ludzie debatują, powstają jakieś imprezy, niektórzy realizują się twórczo. Tylko w żaden sposób nie wpływa to na moją pracę. Robię swoje i będę robił to tak czy siak. Dla mnie jako twórcy, stolica jest tam gdzie ja tworzę, a ¡czy to będzie Toruń czy Radom, to nie ma znaczenia. Dla innych twórców stolice są tam gdzie Oni działają. Bo my jesteśmy egocentrykami i tak musi być.
Jedyne, co mnie łączy z urzędnikami to zwykły biznes. Ja mam towar, oni mają pieniądze. Taki mamy w Polsce system. I wszystko wskazuje na to, że nadal państwo, samorządy będą głównym mecenasem kultury. Jeszcze długo tak będzie.
Na koniec dodam, że kocham corridę. Cały ten spektakl. Jestem prawdziwym „aficionado”. Uwielbiam patrzeć jak matador wbija szpadę w rdzeń kręgowy byka. Krew się leje ¡Olé!, ¡Olé!

1 komentarz:

gliwin blues pisze...

zenon z elei zyje:-)
a my zyjemy w swiecie paradoxow i skrajnych sprzecznosci. pozostawmy walke o stolice tym, ktorym na tym bardzo zalezy. a coz my? my zasiadziemy do stolu nakrytego ku czci zabitego byka, wypasionego na wolnosci i godnie padlego. na stole pieczen bycza prosto z areny historycznej swiadomosci, popijajac byczym winem na zdrowie picassa, salvadore dali, francisco de goya, federico garcía lorca... i innych, dla ktorych arena chyba nie byla czyms... okropnym:-)
a ty marcin zabierz sie za ten nowy film, bo mnie krew zaleje, ta bycza naturalnie, ole!